piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 1



     Podchodził do mnie. Zbliżał się coraz bardziej w moją stronę. Dosłownie kilka centymetrów dzieliło nasze ciała. Jeszcze tylko krok... jeszcze jeden... Taki mały, a może zmienić wszystko.
     Jego zapach  rozmieścił się już po całym pomieszczeniu. Delikatnie mieszając się z moim, utworzyły szaloną i przecudowną konsystencję.
W mroku, który panował mogłem już dostrzec idealne rysy twarzy, idealne ciało mężczyzny. Jego ubiór składał się wyłącznie z czarnych barw. Ciemna bluza, ciemne spodnie, które sięgały mu tuż sprzed kostki i krótkie buty.
     Nasze błąkające po całym pokoju spojrzenia, w końcu natrafiły na siebie. Dokładnie obserwowałem jego szarawo- niebieskie źrenice. Te oczy były najbardziej hipnotyzujące na całym świecie, a nawet wszechświecie.  Zawsze  i wszędzie bym je rozpoznał. Wypełnione były pożądaniem, miłością, lecz z drugiej strony nienawiścią, złością i żalem.
Po chwili postać stojąca na przeciwko mnie, wyciągnęła rękę w moją stronę. Chciała mnie dotknąć? Przez całe moje ciało przebiegły przerażające ciarki, a serce zaczęło bić mocniej. Pragnąłem tego samego. Wykonałem powoli ten sam ruch co mężczyzna. Jednak nie potrafiłem. Coś za każdym razem, gdy było już tak blisko, odpychało nas od siebie. Nie pozwalało na bycie razem, na miłość...

     - Harry,Harry! Obudź się wreszcie! Zaraz musimy jechać, Paul po nas przyjeżdża - nagle z drzemki wyrwał mnie jakiś dobrze znany mi głos.
     - No kurwa, już wstaje, odwal się  - powiedziałem głośno ziewając. Zakryłem głowę wielką, puchową poduszką i głośno jęknąłem. A więc to przed chwilą, to... to był tylko sen - pomyślałem - nie, to był koszmar, który na dodatek nie jest fikcją. Jest prawdziwą i realistyczną prawdą - poprawiłem się po chwili.
     - No to wstajesz na to śniadanie, czy mam ci wszystko zjeść? - no tak, Niall. Kto inny mógłby wpieprzyć śniadanie na pięć osób, być dalej głodnym i z chęcią skosztować jeszcze: ziemniaków, kotleta, batona, czekoladę, tort, szynkę, hamburgera, cukierki, placek, babeczki...
     - Rób co chcesz, a mnie zostaw w świętym spokoju. Najlepiej wyjdź.
     - Ktoś tu chyba jest nie w humorze. Czy nasz kędzierzawy Haroldzik jest w nie humorze? - blondyn dorwał się do moich policzków i zaczął je ściskać, wyciskać. Już dość mi tego, że zawsze, gdy byłem jeszcze młodszym i uroczym dzieciaczkiem robiła to moja wredna ciotka.
     - Horan ostrzegam, zamknij się i wypierdalaj, ale to już! - wyrwałem się z uścisków i zacisnąłem pięści z narastającej coraz bardziej we mnie złości.
     - Okaj, okaj, rozumiem, tylko Louis może cię tak nazywać - pogładził mnie dłonią po włosach - sorrki, zapomniałem - dodał. Teraz to już naprawdę mnie wkurzył. Usiadłem na łóżku. Już prawie miałem go uderzyć, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się.
     - Idziemy chłopaki, Paul już czeka na dole - do pomieszczenia wszedł Liam, trzymając przy uchu komórkę. Jego wyraz twarzy wskazywał na zdenerwowanie, a jednocześnie podniecenie i radość.
     - Harry, czy ja dobrze widzę? - chłopak w końcu spojrzał na mnie i hmmm, jak by to ująć? Totalnie go zamurowało. Tak, zdecydowanie tak. - Danielle musze kończyć, zadzwonię później, pa - po chwili zwrócił się do osoby po drugiej stronie jogo telefonu, kończąc tym samym rozmowę.
     - Danielle? Przecież zerwaliście - wydusił tak samo jak ja zdumiony Irlandczyk.
     - Próbujemy to odbudować, jest dobrze... A z resztą później wam opowiem. Teraz nie o tym - rozmyślił się na chwilę, lecz szybko wrócił do rzeczywistości, a ja już wiedziałem, że będę miał niezły opieprz. - Harry czy ty jesteś jeszcze w piżamie? Co ja powiem Paulowi? Mamy dzisiaj ważny wywiad! Wywiad w sprawie twojej solowej piosenki. To jest przede wszystkim twój wywiad, twój czas... - zaczął swoją przemowę. W sumie miał dużo racji. Podszedł do mojego łóżka i usiadł na rogu - Styles, czy tu musisz być, aż tak nieodpowiedzialny? - Liam głośno wypuścił powietrze z płuc, a ja tylko poruszyłem ramionami na znak, że nie mam pojęcia i, że tak jakoś wyszło.
     - Dobra masz pięć minut, pięć i ani minuty dłużej. Chodź Niall, idziemy - i wyszli. Przemyłem twarz, przeczesałem moje bujne loki i zacząłem szybko się ubiera. Wciągnąłem czarne bokserki, obcisłe jeansy w tym samym kolorze i białą podkoszulkę. Gdy zacząłem sznurować moje ulubione buty, przypomniał mi się sen przez, który o mało nie posikałem się tej nocy. Usiadłem na zimnych kafelkach podłogi, opierając się plecami o ścianę, odrzuciłem głowę do tyłu. Próbowałem przypomnieć sobie jak najwięcej, wszystkie istotne, mogące mieć jakieś znaczenie szczegóły. Jednak ten obraz widziałem już, jakby przez mgłę. Gdyby ktoś powyrywał niektóre momenty, wymazał z pamięci.
     Nagle drzwi do łazienki delikatnie się uchyliły. Mężczyzna wszedł do pomieszczenia, w którym się znajdowałem i usiadł tuż obok mnie. Już po pierwszych sekundach wiedziałem, kto to jest. Obróciłem głowę do chłopaka i zacząłem wpatrywać się w jego oczy. Nie był mi dłużny, a jeszcze do tego posłał mi delikatny uśmiech.
     - Denerwujesz się wywiadem? - zapytał , wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
     - W pewnym stopniu tak - przemknąłem głośno ślinę - wiem, że będą pytać, dlaczego zdecydowałem się na napisanie tej piosenki, posypią się pytania dla kogo? Po co? Jak? A ja... my będziemy skazani do tego, aby kłamać, oszukiwać naszych wszystkich fanów, ludzi, którzy zawsze nas wspierają i nigdy nie zawiodą. Ja tak nie potrafię, Louis.
     -  Wiesz, że musimy. Nie zależy to od nas. Zobaczysz, że jeszcze kiedyś wszyscy się dowiedzą. Wtedy dopiero będziemy mogli powiedzieć, która to prawdziwa Directioner, a która to ta fałszywa.
     - Kurwa, Louis, ale ja nie potrafię. Nie umiem ukrywać tej miłości. To jest bez sensu. Musimy się ciągle kontrolować i jeszcze ta cała Eleanor, od tego posranego Modestu.
     - Jeszcze będziemy szczęśliwi. Zaufaj mi - chłopak przysunął się do mnie, tak że nasze ciała stykały się ze sobą.
     - Ufam ci - odpowiedziałem, po czym Tomlinson jak najdelikatniej i z wielką czułością przejechał dłonią po moim rozpalonym policzku. Nasze usta były już tak blisko, lecz oczywiście coś musiało nam przeszkodzić.
     - No kurwa, wyłazić z łazienki i do samochodu! - usłyszeliśmy rozwścieczony krzyk Zayna, dobiegający chyba z drugiego końca jednego ze studiów hotelu, w którym się zatrzymaliśmy.

***
 
I jest pierwszy rozdział ;)
Bardzo proszę o szczerą opinię, czy się podoba. Jest to dla mnie naprawdę ważne, ponieważ nie wiem czy ma to sens, czy kontynuować tą opowieść dalej.
 
CZYTASZ= KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz