piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 2


/Oczami Louisa/
/Wywiad/

     - Udało się chłopaki, zdążyliśmy - odsapnął z ulgą Paul, gdy dojechaliśmy na miejsce, w którym miał się odbyć wywiad. Oderwałem wzrok od kropli spływających po szybie w aucie i skierowałem go w stronę najważniejszej osoby w moim życiu. Chłopak tak samo jak ja wpatrywał się w moje oczy. Bał się. Też się bałem, może i nawet bardziej niż on. Jakoś udało mi się wydusić delikatny uśmiech, który miał go przekonać o tym, że wszystko będzie okej.
     -  Louis, weź wyłaś. Im szybciej się zacznie, tym szybciej się skończy, a wieczorem mamy imprezę, trzeba się przygotować - popędził mnie Zayn, po czym szybko wysiadłem z samochodu.
     - Bo ty przecież potrzebujesz pół dnia, żeby ułożyć włosy - odpowiedziałem chłopakowi i poczochrałem ręką po jego czuprynie. Malik wywrócił jedynie teatralnie oczami i potrząsnął z oburzeniem głową.
     - Nie ma czasu na kłótnie, idziemy - pośpieszał nasz menadżer.
     - To wszystko wina Harry'ego - oburzył się Niall.
     - Tak, teraz wszystko moja wina, spierdalaj - odpowiedział lokowaty.
     - Jak ty wpieprzasz godzinami śniadanie, to się nie czepiamy - zacząłem bronić Stylesa.
     - Weź się zamknij, bronisz go tylko dlatego, bo boisz się, że się fochnie i nie da ci dupy - teraz blondyn przesadził. Spojrzałem na niego mrożącym wzrokiem, po czym Irlandczyk ucichł. Czy on zawsze musiał mnie tak wkurwiać? Kocham go jak brata, przyjaciela, ale czasami naprawdę nie mam siły słuchać tego wszystkiego. Reszta zespołu nie ma pojęcia, że Larry to prawda. Tak samo jak inni ludzie shiperrują mnie i Harry'ego, dla żartu. A my... my nie możemy się ujawnić...

/Oczami Harry'ego/

     - Dzień dobry Paul, hej chłopaki, witaj Lou - podleciała do nas Eleanor, witając się tym swoim przesłodzonym głosikiem. Przytuliła mocno MOJEGO chłopaka i pocałowała go w policzek, jakby nigdy nic. Aż mi się rzygać zachciało na ten widok. Nie wiem po co te sztuczne scenki. Ona jedyna wie o Larrym, wie że ma być tylko przykrywką, a i tak lepi się do Louisa, jak mucha do gówna. No to fajne porównanie, mistrzu.
     - Jak wy w ogóle wyglądacie, do stylistów i to już! - jak na rozkaz wszyscy ruszyliśmy do naszej garderoby. Przebrali nas w jakieś podobne ciuchy, na ryje nałożyli kilo tapety. Byliśmy gotowi. Znaczy ja nie byłem. Nie miałem pojęcia co mówić. Czy okłamywać dalej wszystkich, czy powiedzieć prawdę i... Właśnie i co dalej?

     - Dzisiaj w naszym programie zobaczymy i usłyszymy One Direction - na te słowa rozweselonej prowadzącej, wszyscy wbiegliśmy do studia, z już doskonale wypracowanymi sztucznymi uśmiechami, na naszych twarzach.
     - Cześć chłopcy, Zayn, Niall, Liam, Louis, no i Harry, któremu w tym odcinku poświęcimy szczególną uwagę - kobieta podała każdemu z nas rękę, po czym zajęliśmy miejsca na czerwonej, długiej kanapie. Usiadłem najbliżej dziennikarki, a Louis tuż obok mnie. Ucieszyłem się na ten gest z jego strony. Tak jakoś dodał mi otuchy.
     - Ślicznie wyglądasz Jasmine - skomplementował Liam, jak zawsze najmilszy i najlepiej wychowany.
     - Dziękuję ci bardzo - dziewczyna wyraźnie się zaczerwieniła. - Dobrze, a teraz przejdźmy do pierwszego pytania, oczywiście w sprawie twojej Harry pierwszej solowej piosenki, Don't Let Me Go - po wypowiedzeniu tego zdania z głośników zaczęła wydobywać się melodia, a ja od razu rozpoznałem swój głos. Dokładnie wsłuchiwałem się w każde słowo. Przypomniałem sobie ten dziń, ten w którym zacząłem ją pisać. Zacząłem i nie potrafiłem przestać. Pamiętam jak łzy same spływały mi po rozgrzanych ze złości policzkach. Wargi mocno zaciśnięte, zaciśnięty długopis w dłoni, kreślący kolejne literki na papierze. Nie chciałem, aby odszedł, pragnąłem mieć go przy sobie. Chciałem, aby wszyscy się dowiedzieli o naszej miłości. Nie potrafiłem już tego ukrywać. Ja go tak bardzo pożądałem... dalej pożądam.

     - Hej, Louis - przywitałem chłopaka, który przekroczył próg w drzwiach, po czym wszedł do przyjemnego i ciepło urządzonego pokoju. Od razu rzuciłem się na niego z zamiarem gorącego i soczystego buziaka. Tak, stęskniłem się, nie widziałem go zaledwie przez dzień, a tak cholernie się stęskniłem. On jednak zamiast jak to do tej pory bywało odwzajemnić mój gest, uścisk, pocałunek, odsunął się. Z jego wyrazu twarzy nie mogłem wyczytać nic dobrego. Nie miałem pojęcia o co chodzi. - Lou? Co jest? - chwyciłem chłopaka za rękę, którą automatycznie odtrącił. Próbowałem dopatrzyć czegoś w jego hipnotyzujących tęczówkach, lecz odwracał wzrok. Nie poddałem się, nie miałem zamiaru. Złapałem znowu jego dłoń, tym razem tak, że nie mógł się już uwolnić. - Louis, spójrz mi w oczy - zażądałem. Chłopak po chwili spełnił moją prośbę. Zrobił to niepewnie i gdyby się czegoś obawiał. Jego źrenice były tak cudowne. Po prostu nie do się tego opisać tak banalnymi słowami.
     - Modest - po chwili ciszy powiedział ledwo słyszalnie, zagryzając wargi z całej siły.
Mogłem się domyślić, że o to chodzi. Tylko czego oni znowu chcą? Mieliśmy się nie ujawnić, to się nie ujawniamy. Eleanor miała być brodą, więc nią jest. Te wszystkie moje poprzednie ''dziewczyny'', także miały być na pokaz, dla mediów. Więc o co chodzi? Spojrzałem na mojego chłopaka pytającym wzrokiem, na co on głośno przełknął ślinę.
     - Tak strasznie się pilnujemy, na tych wszystkich koncertach, posranych wywiadach, żeby tylko nie powiedzieć o słowa za dużo. Czasami nawet nie wiesz jak mi jest trudno. Mam ochotę wtedy po prostu rzucić się na ciebie, wypłakać się, zrobić wszystko, aby poczuć tylko twój zapach, twój dotyk - zauważyłem, że na policzku Louisa pojawił się samotna łza. Szybkim ruchem, chciałem zetrzeć. On jednak odchylił głowę. - Nie możemy, Harry. My naprawdę nie możemy dalej tego ciągnąć - teraz także z moich oczu zaczął wypływać słony płyn - zrozum, tak będzie lepiej.
     - Że co? Tak będzie lepiej? Niby dla kogo? Dla tego chujowego Modestu? - nie mogłem pohamować narastającej we mnie złości - czyli to koniec? Czyli już mnie nie kochasz? Nic dla ciebie nie znaczyłem, nie znaczę i nie będę znaczył, tak?
     - Ja... ja cię po prostu tak strasznie kocham Harry...
     - A ja cię nienawidzę. Nienawidzę za to jak strasznie mnie ranisz. Jakim jesteś chujem, egoistą, chamem. Ranisz tą obojętnością, tym, że nie walczysz o swoją miłość. Nienawidzę za Eleanor, nienawidzę cię, rozumiesz nienawidzę! - wykrzyczałem, przypierając tym samym chłopaka o ścianę. Wzdrygnął się na ten ruch z mojej strony. Zacząłem całować go coraz namiętniej, nie zostawiając ani  jednego nieodznaczonego fragmentu na jego szyi. Usłyszałem cichy jęk rozkoszy. - Widzisz jak na mnie reagujesz? Na mój dotyk? I ty chcesz beze mnie wytrzymać, naprawdę? - oderwałem się od jego ciała, ale jedynie na kilka sekund. Po chwili znów stykałem się z nim. Wyczułem jaki jest już twardy. Przejechałem po nim dłonią, że niby przypadkowo, a z ust Tomlinsona wydobył się kolejne westchnięcie, tym razem nieco głośniejsze.
     - Kocham cię, przepraszam. Proszę wybacz mi - szepnął mi cicho do ucha.
     - Ale i tak cię nienawidzę - ścisnąłem mocno jego przyrodzenie. Znowu jęk. Wiedziałem, że jest już gotowy i pragnie mnie całym sobą. Ja jednak postanowiłem, że odgryzę mu się za to wszystko, za to że tak strasznie przez niego cierpię. Sięgnąłem po moją czarną torbę i wyszedłem bez słowa z mieszkania.
    
     - Ekhm, Harry, wszystko okej? - odchrząknęła prowadząca.
     - Tak, jasne - i znowu na mojej twarzy pojawił się ten wymuszony uśmiech.
     - Więc odpowiesz nam w końcu na pytanie? - że kurwa co? Jakie pytanie? No kurwa, jakie ona zadała to cholerne pytanie?
     - Hmm, a mogłabyś powtórzyć jeszcze raz? - zapytałem niepewnie.
     - To jeszcze raz, co cię skłoniło do napisania tej jakże wzruszającej piosenki - i w jednym momencie wszystkie spojrzenia kierują się właśnie na mnie. Każda osoba wyczekuje odpowiedzi. Kłamstwa.
     - W pewnym stopniu trudno mi na to odpowiedzieć - wykrztusiłem z siebie jakoś te pierwsze słowa - postaram się krótko to opowiedzieć. Dużo osób twierdzi, że skłoniła mnie do tego śmierć przyjaciela...
     - Spora część myśli też, że jest to piosenka, o skrywanej miłości... Twojej i Louisa - przerwała mi dziennikarka. Spoglądnąłem ze strachem na Tomlinsona. Stresował się. Nagle poczułem szybkie i delikatne muśnięcie mojego uda i delikatny uśmiech na jego twarzy.
     - Jeszcze nie teraz - szepnął mi do ucha, chyba najciszej jak potrafił i niezauważalnie chłopak. Pokiwałem lekko głową.
     - Tak, masz rację, spora część też tak myśli. Na przykład Niall jest shiperrem, więc też ma taką nadzieję.
     - Styles ma rację, jestem shiperrem - wtrącił się Niall, na co widownia zaczęła się śmiać, a blondyn zrobił minę typu ''WTF''.
     - Horan, daj mi dokończyć. Prawda jest taka, że ta piosenkę nie napisałem dla jakiejś wyjątkowej osoby - nabrałem powietrza. Zauważyłem, że mina Louisa automatycznie spoważniała - po prostu, miałem wenę, więc pisałem. I taka to historia tej piosenki - Lou opuścił głowę w dół. Spojrzałem na niego. W jego oczach były łzy.
Zapadła cisza, a mi się wydawało, że znowu te wszystkie ciekawskie spojrzenia są skierowane w moją stronę i chcą więcej i więcej...


***
 
Pod 1 rozdziałem 0 kom :( mały smuteczek.
''Nie ważne jak życie jest ciężkie, nigdy nie trać nadziei'' ~ Zayn Malik.
 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWYJESZ ;*


2 komentarze:

  1. ooomnonmnonom jaki zajebisty aaaa *_____________________________________*
    Kocham go <3 I Ciebie też ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że aż tak Ci się podoba :)
      Nie wiem kim jesteś, ale też Cię kocham ;*

      Usuń